Część II Spółdzielnie mieszkaniowe Rozdział VI Ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych
Ustawa o
spółdzielniach mieszkaniowych została uchwalona w 2000 r., a więc po jedenastu
latach od „okrągłego stołu”. To pokazuje, gdzie ówczesne kręgi rządzące miały
uwłaszczenie Polaków. Clou ustawy to możliwość wykupienia własnościowych
mieszkań spółdzielczych za symboliczną kwotę około pięćset złotych, a
lokatorskich po spłaceniu kredytów zaciągniętych na ich budowę przez
spółdzielnie. Większość tych kredytów była już dawno spłacona.
Mieszkania należące
do zasobów spółdzielczych dzielą się na trzy rodzaje:
1.
Mieszkania stanowiące własność spółdzielczą (do upadku komuny własność społeczna)
przeznaczone na wynajem „spółdzielcom” zwane mieszkaniami lokatorskimi.
2.
Mieszkania stanowiące własność „spółdzielców” wykupione od spółdzielni lub
zbudowane przez spółdzielnię na sprzedaż i wykupione.
3.
Mieszkania własnościowe – wynalazek komunistów – mieszkania, które zostały
„wykupione” od spółdzielni za cenę spłaty kredytów zaciągniętych na ich budowę.
Mieszkania te pozostają własnością Spółdzielni. Proszę zdać sobie sprawę:
„najemca” spłacił wszystkie koszty wybudowania lokalu, w którym mieszka, ale
nie jest jego właścicielem. To tak jakby zapłacić za wyprodukowanie samochodu,
a fabryka dalej pozostawałaby jego właścicielem.
Złodziejska
konstrukcja „mieszkania własnościowego” ma swój odpowiednik dotyczący gruntów,
który nazywa się „wieczyste użytkowanie”. Jest to nic innego jak tylko
długoletni najem (dzierżawa, leasing operacyjny); po jego zakończeniu może się
okazać, że budynek stoi na cudzym gruncie bez prawa do użytkowania tego gruntu.
Państwa cywilizowane nie stosują takich rozwiązań prawnych. Oprócz Polski
„wieczyste użytkowanie” jest na szeroką skalę rozpowszechnione jedynie w
Chinach.
Jak się
wkrótce okazało, uwłaszczenie „spółdzielców” spowodowało odzyskanie przez nich
prawa własności tylko pozornie, w praktyce właścicielami mieszkań pozostały w
dalszym ciągu zarządy spółdzielni, ponieważ w ich gestii pozostały wszystkie
funkcje decyzyjne.
Jednakże w
momencie uchwalenia ustawy nie wiadomo było w jakim kierunku sytuacja się
rozwinie, na zarządy spółdzielni bladł blady strach, a „masy spółdzielcze”
zaczęły się burzyć.
„Właściciele
całokształtu” w spółdzielniach próbowali osłabić wolę „spółdzielców” w
różnorodny sposób:
1. Przez
kraj przetoczyła się fala spekulacji, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją,
wobec czego zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego. Zarządy
spółdzielni rozumiały, że muszą przeciągać proces wykupu mieszkań ile się da, a
bardziej kumaci „spółdzielcy” zrozumieli, że muszą wykupić mieszkania jak
najszybciej, bo może się okazać z dnia na dzień, że większość nie zdążyła z
wykupem przed niekorzystnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego.
2. Zarządy
spółdzielni starały się skłócić „spółdzielców” wskazując tym, którzy „wykupili”
mieszkania własnościowe”, że ustawa jest skrajnie niesprawiedliwa ponieważ daje
mieszkanie tym, którzy ponieśli koszty wykupu (mieszkania własnościowe) jak i
tym, którzy nie ponieśli takich kosztów (mieszkania lokatorskie). Trzeba
powiedzieć, że „spółdzielcy” dawali się nabierać na takie metody, zwłaszcza ci
powiązani z SLD. Natomiast trzeba uczciwie dodać, że „spółdzielcom” pomagali w
wykupie i tłumaczyli o co chodzi członkowie LPR Romana Giertycha.
Większość
spółdzielców nie rozumiała jaka jest różnica pomiędzy mieszkaniem
własnościowym, a odrębną własnością mieszkania. Zarządy spółdzielni nie
przeprowadziły żadnych kampanii wyjaśniających na ten temat.
Ponieważ nie
da się wyważyć zasług i krzywd poszczególnych spółdzielców za czasów komuny, najlepszym
rozwiązaniem byłoby uwłaszczenie wszystkich.
Jakość
ustawy jest kiepska, przede wszystkim dlatego, że jest to stare komunistyczne
prawo poprawiane, aby dopasować je do zmieniającej się sytuacji. Tym niemniej
litera prawa w tej ustawie, gdyby tylko była przestrzegana, doprowadziłaby
wcześniej lub później do uwłaszczenia spółdzielców i przekształcenia
spółdzielni we wspólnoty mieszkaniowe. Rzecz w tym, że zapisy tej ustawy nie
były przestrzegane, o czym traktuje ten blog i o czym będzie dalej mowa z
przytoczeniem konkretnych przykładów.
Magdalena
Ogórek ma rację, kiedy mówi, że należy napisać w Polsce wszystkie ustawy od
nowa.
Waldemar Mierniczek
Komentarze
Prześlij komentarz